Strona główna → DRUŻYNA

DRUŻYNA

Drużyna jakoś się udawała. Prowadziłem ją jak tylko potrafiłem najlepiej. Wtedy nie było Adalbertusa i pedagogiki Skautów Europy. Wiedza, którą przekazywano wtedy w Zawiszy, nie była tak jasna i skonkretyzowana...

Chyba były jakieś zastępy, ale nie funkcjonowały wg normalnego systemu zastępowego. Raczej zbiórki organizował drużynowy. Lubiłem robić gry miejskie, połączone z odkrywaniem Radomia. Robiłem zbiórki w parku Leśniczówka, jakieś biegi w lesie w Kosowie, coś tam w lesie w Rajcu. W listopadzie 1990 r. zrobiliśmy w Kosowie po praz pierwszy taki mały „zlot niepodległości", a pierwsze zimowisko odbyło się w Ochotnicy w styczniu/lutym 1990.

Nasz pierwszy obóz miał miejsce w lipcu 1990 r. w słynnej obecnie Błotnicy (w tym samym miejscu 19 lat później byłem w kadrze obozu szkoleniowego Adalbertus, prowadzonego przez Bartka Mleczkę). Straszny był ten pierwszy obóz. Lało przez pierwsze dwa tygodnie. Połowa chłopaków wyjechała. Na ostatni, słoneczny tydzień została nas garstka... Podczas tego obozu miałem próbę „Puszczy", czyli 72 h sam na sam w lesie. Była to bardzo fajna próba odporności psychicznej. Było tak mokro, że już po pierwszych 15 minutach zanim dotarłem na miejsce, byłem już cały przemoczony, a tu 3 dni przede mną... Nie miało się nic, tylko trochę mąki i zapałki. Przez pół dnia budowałem szałas. Wytrzymał, nie przemókł, jadłem jagody. Pierwsze dwie noce spałem po 14 godzin. Ostatniej już nie mogłem spać. Taki byłem wypoczęty.

W pierwszym roku bycia drużynowym zdarzyło mi się dwa-trzy razy zaspać na własną zbiórkę w sobotę. Chłopaki przychodzili wówczas do mnie do domu, budzili mnie i organizowaliśmy coś. Wielką pomocą i oparciem, szczególnie od drugiego roku był dla mnie ks. Stanisław Gregorczyk. Miał wiedzę i doświadczenie i był kimś więcej niż tylko duszpasterzem. W zasadzie to on mnie nauczył podejmowania decyzji w sprawach personalnych. Umiał dostrzegać talenty w chłopakach i doradzał mi, komu jaką funkcję powierzyć. Filarami drużyny szybko stali się Jarek Sroka, Tomek Pietrasik, Paweł i Piotrek Ziewieccy, Radek i Marcin Stępniowie, Hubert Nakoneczny, Grzesiek Maciejczyk, Piotrek Dworakowski, Robert Zadrożny. Z młodszych Krzysiek Nowocień, Wojtek Sępioł. Przez pierwszy rok Tomek Pruszczyk. W pamięci mam też inne twarze i imiona, ale nie pamiętam nazwisk: Radek, kolega Roberta, Paweł z klasy Jarka i Huberta z liceum, Tomek. Potem Albert Chruśniak, przez chwilę Darek Gos.

W klasie maturalnej, czyli w drugim roku prowadzenia drużyny miałem kryzys. Bałem się matury i egzaminów na studia, chciałem zostawić drużynę. „Tak szanujesz własną pracę?", usłyszałem od ks. Stanisława i po tych słowach nie wracałem już do tematu. Była to wielka chwila w moim życiu. Obroniłem jakieś moje małe Westerplatte. I tak udało się poprowadzić drużynę w krytycznym roku matury i egzaminów na studia. Nie tylko mnie, ale wszystkim nam, drużynowym w Radomiu. Dzięki temu doświadczeniu mogliśmy potem zmienić paradygmat „młodocianego" drużynowego, niebezpiecznie szerzący się na prowincji.

W lecie 1991 pojechaliśmy na obóz do Kozina. Obozowaliśmy wokół kościoła w lesie - filii pa­rafii w Czarnej Dąbrówce, gdzie proboszczem był ks. Regan. Przypominał nam wielkiego prezydenta Stanów. Był to obóz po wielkiej wycieczce do Włoch starym jelczem-berlietem, który popsuł się po raz pierwszy już 15 km od Radomia w Orońsku. Dla chłopaków tamta wycieczka była wydarzeniem historycznym, pierwszy wyjazd na Zachód. Ja się nie załapałem, bo zdawałem egzaminy na studia i załatwiałem wojskową kuchnię polową z jednostki w warszawskim Rembertowie. Była to moja pierwsza wielka operacja logistyczna: sprowadzenie tej kuchni z Rembertowa, a potem przerzut tejże z całym sprzętem na zgrupowanie obozów do Kozina. Kuchnię do Radomia przewiózł mi wujo Maniek swoim starem. Jechaliśmy do tego Rembertowa po kuchnię przez Kock, bo wujo miał tam jakieś interesy. W każdym razie byłem dumny z tej operacji: oni tam w Rzymie, a ja tu w poczuciu odpowiedzialności załatwiam kuchnię, bez której sanepid nie da nam zrobić obozu. Czułem się dość zwycięsko tego lata, bo do tego wszystkiego doszedł jeszcze pozytywny wynik egzaminów na studia.

 

Zbigniew Minda

Źródło: Jak zostałem harcerzem. Część 6, "Gniazdo" nr 55, luty 2013.